niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział Pierwszy.


- Mów – warknęła, przystawiając facetowi lufę do czoła.
    Ten nie odpowiedział. Patrzył jedynie na nią przestraszonymi oczami i co jakiś czas rzucał błagalne spojrzenia ku chłopakowi, który opierał się o pobliską ścianę. Dziewczyna to zauważyła i posłała mu ironiczny uśmieszek, który sprawił, że jej twarz wydawała się jeszcze bardziej groźna.
    - Nie miej złudzeń, Shozo ci nie pomoże. Jest tu jedynie dla mnie. Gdyby mnie tutaj nie było, to on sam z radością by cię zabił. Zresztą ja też to zrobię, jeśli zaraz nie zaczniesz odpowiadać na moje pytania – powiedziała, mocniej dociskając broń – Gadaj!
    Mężczyzna jęknął, a na jego twarzy pojawiły się kropelki potu. Dziewczyna po mału traciła resztki swojej cierpliwości. Z przyjemnością patrzyłaby na przerażenie mężczyzny, gdyby tylko nie czuła presji czasu. Czas. Zaczynało jej go brakować.
    - Nie mogę, jak powiem, to On mnie zabije – wyszeptał.
    - A jak nie powiesz, to ja cię załatwię! – krzyknęła. – Czego nie łapiesz? Jeszcze chwila i pociągnę za spust!
    Traciła powoli cierpliwość do tego gościa. Naprawdę się napracowali, aby go tu zaciągnąć i związać. A od prawie godziny powstrzymywała się od zabicia go. Gdyby nie te ważne informacje, które ponoć posiada, już dawno byłoby po sprawie. Ale z winy sytuacji utknęła tu z nim i omijał ją miły wieczór klubie. To nie sprawiało, że miała dobry humor.
    - Posłuchaj, pytam się ostatni raz. Gdzie są te dokumenty?!
    - Nie wiem!
    - Zła odpowiedź – warknęła, a rewolwer w jej dłoni wystrzelił.
    Po całym pomieszczeniu rozprysła krew, parę kropel dosięgnęło również dziewczyny.
    - Cholera – burknęła, widząc czerwone plamki na swojej bluzce.
    - Szef będzie wściekły – po raz pierwszy głos zabrał chłopak.
    Był to wysoki blondyn o szarych oczach. Jego blada karnację podkreślały czarne ubrania, które miał na sobie, sprawiając, że wyglądał jak podrzędny bandzior. Cały efekt psuły urocze dołeczki w policzkach, które się ujawniały, gdy tylko się uśmiechał.
    - Bujaj się Sho – warknęła poirytowana. – Jeśli jesteś taki mądry, to mogłeś sam go przesłuchiwać.
    - Ja tylko stwierdzam fakt Tess. – Uśmiechnął się blondyn, podchodząc do dziewczyny i obejmując ją ramieniem.
    Wściekła zrzuciła jego rękę i włożyła pistolet do kabury. Następnie wyciągnęła telefon i wybrała numer. Po pierwszym sygnale ktoś odebrał.
    - Potrzebuje sprzątania – powiedziała i podała adres.
    Po krótkiej rozmowie przerwała połączenie i przechodząc nad ciałem mężczyzny, podeszła do wyjścia. Wychodząc na świeże powietrze jej złość zmalała. Poczekała, aż jej towarzysz również się pojawi i dopiero wtedy wsiadła do auta. Ruszając spod budynku niechętnie przyznała przyjacielowi rację. Szefa, a jej wuja, nie uszczęśliwi fakt, że ten facet nie żyje, a ona nie posiada informacji, na których mu zależało. Na nic zdarzą się tłumaczenia i przeprosiny. Przeklinając w myślach postanowiła, że zacznie martwic się później. Docisnęła pedał gazu i ruszyła do miejsca, gdzie chciała się znaleźć, zanim zaczął się ten przeklęty wieczór.
*
    „Hangetsu” był najbardziej znanym klubem w Tokio. To tam spotykali się na drinku najwięksi bogacze. To tam na spotkanie umawiali się goście od brudnej roboty. Przez to miejsce przewijali się najróżniejsze typy. Ale nikt w to nie wnikał, gdyż właścicielem był sam Akihito Vetake. Człowiek o wielu twarzach. I wielu interesach. Miałeś spokój, dopóty, dopóki nie stanąłeś mu na drodze. On nie lubił problemów, więc dlatego bardzo szybko je likwidował. Tego wieczoru Akihito siedział jak zazwyczaj swojej prywatnej loży, z której miał widok na cały klub. Tuż obok niego siedziała brunetka, której imienia nie byłby sobie przypomnieć nawet pod groźbą śmierci. Naprzeciwko niego zajął miejsce mężczyzna mniej więcej jego wieku. Długie platynowo-blond włosy miał zaczesane w kucyk, a błękitne oczy wpatrywały się w Vetake, powodując jego irytację. Akihito wolno wziął łyk swojego drinka, po czym ze znużeniem zaczął obracać szklankę w dłoni.
    - Więc czego ode mnie oczekujesz Isei? – zapytał blondyna. – Myślisz, że dla twojego interesu narażę swój?
    Mężczyzna ruszył się nerwowo w fotelu, ale bynajmniej nie ze strachu. Czuł złość z powodu tego, że musiał prosić tego gangstera o pomoc. Kiedyś to on rządził na ulicach Tokio. Kiedyś to jego się obawiali, jak Vetake. Co mu z tego przyszło, skoro znalazł się teraz na samym dnie. Oczami przyszłości już widział upadek Akihito. Nikt długo nie może być na szczycie tego światka.
    - Nie proszę o to – zaprzeczył Isei. – Proszę jedynie o znikomą pomoc. Proszę o wstawienie się za mną.
    - I to właśnie konflikt naszych interesów. Nie mogę sobie pozwolić na jakikolwiek niejasności między mną, a rodziną Abe.
    - Ale oni zgarnęli cały mój ładunek! – wykrzyknął, ale od razu się opanował widząc zimne spojrzenie przestępcy.
    Przeklinał w myślach swoją bezsilność. Był przestępcą, szefem pokaźnego gangu, a musiał się płaszczyć przed zwykłą szują, która miała na tyle szczęścia, że udało jej się wybić. Zgarnął stojący na stoliku kieliszek wypił jego zawartość.
    - Posłuchaj Isei… - zaczął Vetake, lecz zamilkł wbijając wzrok w coś za plecami blondyna.
    Zaciekawiony mężczyzna podążył za jego spojrzeniem. I zobaczył demona w ludzkiej skórze. Wiele opowieści krążyło o siostrzenicy Akihito, niejakiej Tessami Blackwitch. Ale zobaczyć ją na własne oczy, to było jak zobaczenie diablicy. Była to na oko dziewiętnastoletnia dziewczyna. Krótkie czarne włosy okalały drobną twarz, z której największe wrażenie robiły oczy, czarne jak otchłań piekielna. Poruszała się zwinnie i z gracją, jak drapieżnik. Do tego ubierała się tak, żeby pokazać swój charakter. W tamtym momencie miała na sobie krótką czarną spódniczkę, czarne glany i tegoż samego koloru skórzaną kurtkę. Owy kolor podkreślał jej bladą karnację, stwarzając zarazem piękny i przerażający widok. Dziewczyna zeszła na dół po schodach, tam pożegnała się z towarzyszącym jej chłopakiem i skierowała swe kroki do prywatnej loży. Już po chwili stała przy ich stoliku. Swój wzrok wbiła w wuja. Od razu rozpoznała, że jest on w złym humorze. Co jakiś czas przeczesywał palcami swoje brązowe włosy, a jego zielone oczy prawie ciskały błyskawice. Do tego zauważyła, że tuż przy nim siedzi brunetka, a nie jak zazwyczaj jakaś blondyna. To nie wróżyło dla niej nic dobrego.
    - Usiądź Tessami. – Kiwnął na nią Akihito. Bez słowa spełniła jego rozkaz. – Poznaj proszę Isei’a Morri.
    Czarna podniosła wzrok na nieznajomego mężczyznę i skinęła mu lekko głową.
    - Drogi Morri, to moja siostrzenica Tessami Blackwitch.
    - Miło mi cię poznać. – Uśmiechnął się przyjaźnie blondyn.
    Tess nie zareagowała na jego słowa, zaczęła natomiast go ignorować. Jak większość ludzi, którzy nachodzili jej wuja prosząc o pomoc. Znała sytuacje rodziny Morri. Byli na skraju bankructwa, jedyna jej nadzieją był właśnie Vetake. Miała ochotę wybuchnąć śmiechem, na myśl, że jej wuj w jakikolwiek sposób pomoże temu człowiekowi. Akihito dbał tylko o swoje interesy.
    - Jeśli chodzi o moją sprawę… - zaczął Isei, ale został uciszony przez dłoń bruneta.
    - Tessami, gdzie Choshi?
    - Nie jestem niańką Shozo – prychnęła czarnooka.
    - Ale zaraz będziesz. – Akihito spojrzał na nią groźnie. – Znajdź go i przyjdźcie oboje do mojego gabinetu.
    - Oczywiście wuju. – Ukłoniła się mężczyznom i ruszyła w tłum.
    „Hangetsu” był obszernym klubem i gdyby nie to, że dobrze znała Sho mogłaby go szukać godzinami. Znalazła go jednak po niecałych pięciu minutach. Tak, jak myślała siedział w odległym kacie sali, który oboje lubili, a w okół niego znajdował się tłumek dziewczyn. Podeszła do niego, odpychając przy okazji jakąś rudą laskę. Stanęła przed nim i zirytowana odkryła, że nie jest już trzeźwy.
    - Rusz dupsko! – warknęła.
    - Nie chce mi się – burknął, muskając ustami szyję brunetki, której strój niewiele ukrywał. A na pewno nie dość pokaźny biust.
    Wściekła dziewczyna wzięła do ręki szklankę z podejrzaną cieczą i jednym płynnym ruchem wylała ją na Shozo.
    - Blackwitch do cholery! – wykrzyknął Choshi zrywając się na nogi.
   - Mówiłam. Rusz dupsko, szef czeka – powiedziała i odwróciła się do niego plecami, po czym znów zaczęła przedzierać się przez tłum.
    Po chwili dołączył do niej i blondyn, cały mokry i do tego śmierdzący alkoholem. Zatrzymując się przed drzwiami gabinetu Akihito, przeklinała wszystko, na czym świat stoi, a następnie nacisnęła klamkę.
*
I to rozdział pierwszy.
Czekam na szczere komentarze.
Ciekawe, czy ktoś pamięta to opowiadanie^^